Gambit turecki

2010-11-18 | autor: flamenco108 | kategorie: varia

Czy ten fragment książki Borysa Akunina pt. “Gambit turecki” czegoś Wam nie przypomina (podpowiedź na końcu)?

Skończyli z poniżającą zależnością od rodzicielskich zasiłków. Na Wyborskiej wynajęli mieszkanie - trzypokojowe, chociaż z myszami. Żeby mieszkać jak Wiera Pawłówna i Łopuchow z “Co robić” Czernyszewskiego: każde ma swoje terytorium, a w trzecim pokoju wspólnie dyskutują i przyjmują gości. Gospodarzom przedstawili się jako mąż i żona, ale żyli na stopie wyłącznie koleżeńskiej: wieczorem czytali, pili herbatę i rozmawiali we wspólnej bawialni, potem życzyli sobie nawzajem dobrej nocy i każde wracało do siebie. Tak przeżyli prawie rok i przeżyli go pięknie, w prawdziwym pokrewieństwie dusz, bez trywialności i brudu. Pietia uczęszczał na uniwersytet i dawał lekcje, a Waria ukończyła kursy stenografii i zarabiała do stu rubli miesięcznie. Sporządzała protokoły w sądzie, spisywała wspomnienia zdziecinniałego generała, dawnego zdobywcy Warszawy a potem, dzięki rekomendacji przyjaciół, zaczęła stenografować powieść Wielkiego Pisarza (pomińmy nazwisko, bo wszystko skończyło się dość nieładnie). Do Wielkiego Pisarza odnosiła się z uwielbieniem i zdecydowanie odmówiła brania zapłaty, bo i tak poczytała sobie tę pracę za szczęście; wszelako rządca dusz opacznie pojął jej odmowę. Okropnie stary z szóstym krzyżykiem i liczną rodziną na karku, był w dodatku bardzo brzydki. Za to pięknie i przekonująco mówił, trudno zaprzeczyć: rzeczywiście niewinność to śmieszny zabobon, burżuazyjna moralność jest wstrętna, a w naturze ludzkiej nie ma nic wstydliwego. Waria słuchała, potem długo, godzinami naradzała się z Piotrusiem, co robić. Piotruś zgadzał się, że cnota i obłuda są kajdanami narzuconymi kobiecie, ale zdecydowanie odradzał wstępować w fizjologiczny związek z Wielkim Pisarzem. Gorączkował się, tłumaczył, że pisarz nie jest znowu taki wielki, chociaż kiedyś miał zasługi, i że liczni postępowi ludzie uważają go za wstecznika. Sprawa skończyła się, jak już mówiliśmy brzydko. Pewnego razu Wielki Pisarz przerwał dyktowanie sceny o niesamowitej sile (Waria zapisywała ją ze łzami w oczach), zaczął głośno dyszeć, pociągać nosem, niezdarnie objął jasnowłosą stenografkę i zaciągnął ją na kanapę. Przez jakiś czas znosiła jego niezrozumiałe szepty i dotknięcia roztrzęsionych rąk, które całkiem pogubiły się w haftkach i guzikach, a potem nagle zrozumiała - nie tyle nawet zrozumiała, ile poczuła, że to złe i absolutnie niedopuszczalne. Odepchnęła Wielkiego Pisarza, wybiegła z jego mieszkania i więcej nie wróciła.

Ależ tak! Znana już z historii związku Dostojewskiego i Snitkiny, lekko przerobiona, ale nie do podrobienia.

Na tym polega pisarska inwencja, która do historii prawdziwej potrafi dołożyć nikomu nie znane szczegóły, które mogły, ale nie musiały się wydarzyć.

Bo skąd wiecie, że Anna Snitkina była pierwszą stenografistką, która pomagała Dostojewskiemu w pisaniu? Może były jakieś przed nią? A jeżeli były, to dlaczego się zmyły?

Wiadomo przecież, że poprzednia (bardzo ponoć jędzowata) żona Dostojewskiego zmarła prawie trzy lata wcześniej. W międzyczasie zdążył oświadczyć się co najmniej czterem kobietom. Zatem Anna Snitkina nie była jego pierwszym podejściem w sprawach miłosnych. Może zatem też nie pierwszym w sprawach stenografii?

Brawo, Akunin!


2010-11-18 autor: flamenco108