Kontrowersyjna sprawa - a brak materiałów - skandal!

2012-03-25 | autor: flamenco108 | kategorie: filmy, obrazki, dumania, varia

W naszym kraju słowa się bardzo nie ceni. Szczególnie słowa pisanego. Stenografowie sądowi służyli (i jeszcze w krajach cywilizowanych - służą) do tego, żeby słowa, które padają podczas obrzędu stanowienia, interpretacji i wykonania prawa, jako publiczne, zostały upublicznione.

Oto mamy kontrowersyjną (abstrahując od osobistych poglądów Pt. Czytelników, sam fakt kontrowersyjności chyba nie ulega kwestii) sprawę sądową: Jarosław Marek Rymkiewicz kontra Adam Michnik (może inaczej, ale chodzi o to właśnie). Nie można powiedzieć, że cały kraj wstrzymał oddech, ale jej losy śledzą tysiące, dziesiątki tysięcy bardziej i mniej zainteresowanych. W internecie dziennikarze podnoszą larum, że sędzia w ustnym uzasadnieniu wyroku plotła jakieś androny - taka plotka ostatecznie się z tego urodzi, w rzeczywistości mówią nieco inaczej. Ale gdzie to uzasadnienie? Wygłoszone ustnie. Gdzie je można znaleźć, żeby sprawdzić, o czym właściwie dziennikarze prawią?

Można. Na filmie. Trzeba przeguglać się przez Internet i znaleźć. Potem odsiedzieć swoje osiem minut filmu i zastanowić, gdzie to właściwie padły te słowa?

To skandal. Tymczasem w 29 sekundzie owego filmu widzimy protokolantkę dopiętą do ławy sędziowskiej: osóbkę o podstawowych umiejętnościach klepania w klawiaturę, aby w miarę szybko zaklepać to, co sędzia dyktuje na podstawie zeznań świadków i wyjaśnień oskarżonych.

Chwilę później widać, że wstała, z założonymi rękami, podczas gdy sędzia spokojnym głosem czyta wyrok. Dziennikarze hałasują, aż w końcu ktoś głośno wzywa sędzię, aby ona trochę głośniej, bo tu nic nie słychać (poza trzaskaniem migawek fotoaparatów). Udało się, trochę się uciszyli, sędzia kończy wyrok i zaczyna uzasadniać. Usłyszałem może połowę. Później jeszcze ktoś krzyczy “hańba”, “że we własnym kraju”, sędzia chyba odkrzyknęła, że nie jest “we własnym kraju”, ale nie jestem pewien, bo kamera akurat zaczęła szukać tego od “hańby”, więc może to nie sędzia, a warto by to wiedzieć.

Czyli relacja w strzępach, a odpowienie bombki niusowe i tak sprokurują dziennikarze, każdy dla swojej redakcji.

A czemuż to, się zapytowywowywuję, nie można by po prostu PRZECZYTAĆ owego uzasadnienia?

A to temuż, że nikt go nie przeklepał, kiedy była okazja. Pozostały sensacyjne nagrania (czyli nagrania sensatów) filmowe.

Co z tego, powiadacie? A to z tego, że jak kto chce sobie pogląd wyrobić, bo gotowego akurat nie ma pod ręką, to nie ma podstaw, poza przefiltrowanymi przez osobiste poglądy dziennikarzy, zamówienia redakcji, kontrolę kolegium redakcyjnego i hałas na sali sądowej relacjami. A to z tego, że jakby się sędzia zawiesiła na widok kamer, to już na początku rozprawy nakazałaby opróżnienie sali z kamer i mikrofonów i cześć pieśni. Pozostała by tylko pamięć dziennikarzy (o ile nie opróżniono by sali i z dziennikarzy, ale to mało prawdopodobne przy takiej sprawie), bo oni przecież też nie potrafią stenografować, więc zanotowaliby piąte przez dziesiąte, albo mniej (z pewnością). A to z tego, że pamięć jest zawodna.

A tymczasem obok siedzi sobie paniusia, która w trakcie chyba zaczęła sobie czytać neta, bo co miała robić? A gdyby została zaopatrzona w sprzęt i umiejętności, to śpiewająco zapisałaby całość przemówienia i parę minut później dziennikarze mieliby cały przebieg rozprawy na swoich pendrakach i pędzili by do redakcji. Proste? Proste. Siedziała najbliżej.

Ale nie, no, tak to było by zbyt łatwo, zbyt fajnie, no nie?


2012-03-25 autor: flamenco108